Pora roku: Lato
Temperatura: 27 C℃
Nowi mieszkańcy: Salvatore
Stan Betelgezy: Nie wybuchła.

Widzisz przed sobą leśną ścieżkę, wyścieloną ściółką. Przez nią przebijają się fantazyjne kwiaty, o rożnych barwach i towarzyszą Ci w podróży.
Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej...

NOWINKI

Gratulacje Scyciu! Twoje miejsce zostało dodane do oficjalne mapy HOFS.

Stado Herd of Forest Spirits. Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej... Wstąp do świata fantasy. Blog RPG Play By Comment PBC

Prawdziwy Świat

      " O for a Muse of fire, that would ascend        
The brightest heaven of invention"       
William Shakespeare - The Life of King Henry V


Ta historia, tak jak bardzo wiele innych, zaczyna się od ognia. Jednak nie jest to ani ciepły ogień w kominku, który delikatnie liże i ogrzewa nasze stopy w zimowy wieczór ani szalony pożar, który rośnie w miarę jedzenia a jego apetyt nie zna granic. Ten ogień powstał jeszcze przed nimi, wtedy kiedy wszechświat był jeszcze u swojego początku. Ten sam ogień, który oświetlił nasz świat, otoczył go ciepłem i dokarmiał igły Prastarej Sosny kiedy tylko wynurzyła swoje wiotkie gałązki spod osłony ziemi. Element ów; bezcielesny a jednak istniejący, bezduszny a jednak posiadający świadomość, obserwował to jak powstają gatunki, jak kolejne pokolenia przeżywają swoje chwile by opuścić Świat przekazując wolę życia swym następcom. Cieszyło go życie, czuł swe własne ciepło i wiedział, że to dzięki niemu owe cuda mogą mieć miejsce.
Z czasem jednak, ciężko było Ogniowi zachować bezstronność. Bycie cichym obserwatorem, niezależnym i pozbawionym głosu nie odpowiadało jego naturze. Zaczęła targać nim żałość i po raz pierwszy obudziła się w nim złość - uświadomił sobie niegodziwość śmierci, czasu i przemijania. Gotując się sam w sobie wyczekiwał, licząc, że okropne uczucia przeminą.
One jednak rosły... Karmiły się jako zapałem, ambicją czyniąc z niego element nagły i nieprzewidywalny. Kiedy ogień zrozumiał, jak bardzo zatracił się w tym poczuciu bezsilności odezwał się do swych towarzyszy. Zebrał Ziemię, Wodę, Powietrze i wyjaśniwszy swe spostrzeżenia zawarł z nimi pakt. Nie wolno było im ingerować w to co działo się w Prawdziwym Świecie, ale postanowili wspólnie, że każde z nich będzie miało prawo do trzech dusz, którym mogą podarować część siebie, swej duszy i nieśmiertelność. Wtedy to Elementy odsuną się od obserwacji tego co dzieje się pod koroną Pradawnej Sosny, pozostawią życie samemu sobie a ich Heraldzi, obdarowani wielką mocą będą opiekować się światem.
Podobnie jak poprzednio Ogień był pierwszym, który wybrał swoich Heraldów.  Przez wieki przyglądał się biegowi życia, wypatrując każdej budzącej się duszy, licząc, że to właśnie ta okaże się tą w której zobaczy potencjał. Sam do końca nie wiedział czego szukał, czym się kierował, ale jego intuicja nie zawiodła.
Poczuł pewien impuls, ciepło rozchodzące się we wszystkich kierunkach i w swym umyśle ujrzał trzy młode istoty, których serca zabiły właśnie po raz pierwszy i zrozumiał  - to one. Tchnął część siebie ku ziemi dopełniając tym samym zawarty pakt i tym samym zrzekł się ingerencji w życie poniżej.





             Życie na pograniczu pustyni nie było łatwe i rodzice dwójki niesfornych bliźniąt, o których będzie ta opowieść, wiedzieli o tym bardzo dobrze. Na tak ubogich terenach, rzadko zdarzało się, by wilki ze średniej kasty były w stanie odchować jedno młode, a co dopiero dwa na raz. Pomimo tych przeciwieństw losu Gavner i Chandra przetrwali swój pierwszy rok a i w nim zdążyli przerosnąć najstarszego syna Alphy.

            Była to nierozłączna para, wychowana na proste, lecz pełne szacunku i godności istoty. Kiedy nadchodziły letnie dni, po wykonaniu wszystkich stadnych obowiązków, nie raz można było zaobserwować jak znikają w płytkich grotach polując na nietoperze. Zajęcie to może i przynosiło średnie efekty, ale liczyła się chwila prywatności i odrobina cienia, jaką to miejsce gwarantowało. Wszystko, byleby uciec od pełnych zawiści spojrzeń, od Uprzywilejowanych. "Bliźnięta, w tych okolicach zły omen" słyszeli nie raz przyciszone głosy członków watahy. Matka odpowiadała swym młodym, że nic złego się nie stanie dopóki mają siebie nawzajem. Ojciec gorzej znosił to gadanie, zazwyczaj przez resztę dnia ubolewał nad sobą i po raz setny poprzysięgał, jak to pewnego dnia zabierze swą rodzinę nad morze, z daleka od zawistnych braci. Mimo tego, żyło im się dobrze. Razem byli szczęśliwi.

            Ta historia, nie będzie miała jednak ani dobrego początku, ani lepszego końca i w tym właśnie momencie przybiera zły obrót.


            Zaginięcie Gavnera wstrząsnęło stadem. Owszem, wielu nie myślało o nim z wielkim przywiązaniem, lecz był on ceniony, tak jak i jego ojciec, jako wspaniały łowca. Każdy wiedział o ile trudniejsze będzie zdobywanie pokarmu bez tego silnego młodzieńca do pomocy w polowaniach. Odejście ze stada bez rodziny nie było brane pod uwagę. Lecz co innego mogło się stać? Pytanie to dręczyło wszystkich, jednak tylko jedna wadera nie mogła przez nie spać po nocach. Chandra wiedziała, że musiało wydarzyć się coś złego i ta świadomość podsycała w niej ogień. Ogień, który miał niedługo wybuchnąć, zmieniając doszczętnie życie wadery.

            Martwe ciało Gavnera znaleziono trzeciego poranka. Było ono zmasakrowane i wyciągnięte nocą przed norę Pary Królewskiej, niczym bezgłośne ostrzeżenie. Jakim cudem oprawcy byli w stanie dostać się nie zauważeni tak głęboko w tereny watahy pozostało zagadką, której nawet sowicie ukarani Stróżowie nie umieli rozwiązać. Dla Chan szok był zbyt głęboki, by mogła czuć cokolwiek. Spodziewała się gdzieś głęboko, że zaginiecie jej brata, będzie miało taki właśnie koniec, jednak to co zobaczyła zwaliło ją z nóg. Jedyne co mogla zrobić to stać nad ciałem brata i oddychać płytko. Straciła połowę samej siebie i jedyne o czym mogla myśleć to zemsta.
            Pomysł ten był iście szalony. Niewykonalny. Kimkolwiek byli oprawcy Gavnera byli silni i przebiegli a młoda wadera nie miała z nimi szans. Oślepiona przez swoją stratę nie dostrzegała jednak tego. Podczas pogrzebu swego brata przełknęła głośno ślinę i gdy reszta stada składała mu ostatni hold wyjąc, jego zrozpaczona siostra wyszeptała tylko "Odzyskam twój honor."

            Więź łącząca bliźnięta jest doprawdy niezwykła. Szczególnie w przypadku zwierząt, strata taka, jak ta która spotkała Chandrę jest czymś niewyobrażalnym. Wiele było przypadków, kiedy to bliźnięta umierały tej samej nocy, nawet jeśli tylko jedno z nich było chore a dzieliło je od siebie wiele mil. Niektórzy mawiali, że ich dusze są połączone i stąd brało swój początek wiele zabobonów dotyczących gemini.

            Tej samej nocy ruda wadera złożyła pocałunek na czołach śpiących rodziców i opuściła tereny stada, jak się spodziewała po raz ostatni.

            Oprawcy starli się nie pozostawić po sobie śladu,  lecz młoda bez problemu odnalazła kilkudniowy trop, o tak dobrze znanym jej zapachu. Podążała za nim na zachód, w nieznane aż po czterech nocach odnalazła miejsce śmierci brata. Wiedziała, że jest blisko czegoś strasznego, już od dłuższego czasu. W powietrzu czuć było strach i butwiejące mięso, które sprawiało, że Chandrze było niedobrze a nogi uginały się pod własnym ciężarem. Chciała się poddać, zawrócić póki jeszcze może, ale nie umiała. Gniew i poczucie niesprawiedliwości pchały ją do przodu, wprost do miejsca, gdzie miało się zakończyć jej doczesne życie.

            Niebieskie ślepia bacznie mierzyły drogę przed nią, zbyt skupione na zagrożeniu ze strony morderców, by zauważyć śledząca ja od jakiegoś czasu, wilczą sylwetkę. Naiir żył na tyle długo by znudzić się tym co według jego stada było "atrakcyjne" i często poszukiwał przygód w szerokim świecie. Teraz, jak mniemał trafiła mu się nie lada gratka.

            Był już wieczór gdy Chandra wkroczyła na polanę śmierci. Węszyła zaciekle, chcąc odgadnąć z kim przyjdzie jej się zmierzyć, lecz jej nozdrza były otumanione przez zapach krwi. Nie czekała jednak długo. Z cienia wyłoniła się piątka masywnych niedźwiedzi. Chan nie liczyła na to, że uda jej się podkraść niezauważoną, nie starała się nawet, bo w najgorszych nocnych koszmarach nie spodziewała się, ze przyjdzie jej się zmierzyć z istotami tego pokroju.

            - Spójrzcie, spójrzcie... - Mruknął ochryple jeden z nich, jak się wydawało przywódca, o głupawym wyrazie pyska. - Skądże ja znam te oczy. Takie niebieskie oczy... Czy nie przypominają wam naszego ostatniego...gościa, chłopcy?

            Sfora przytaknęła tylko w milczeniu.

            - Nie sadziłem, ze wilki są takie odważne. Zawsze mi się wydawało, że boją się chociażby wyjrzeć za granicę swej pustyni. No, mała, co tu robisz? Robisz tu coś? - W jego tonie było coś chaotycznego, zdradzającego nie tylko niski intelekt ale i dziką agresję. Chan czuła jak jej serce bije niczym krople deszczu o zaschnięta ziemię pustyni. Chciała odpowiedzieć, lecz właśnie dotarło do niej na jak bardzo była naiwna w swej godności.

            - Pytałem co tu robisz, malutka. - Przypomniał swoje pytanie niedźwiedź. Jego kompani okrążyli waderę, raz po raz poruszając długimi pazurami, gotując się by zaatakować. Zbierając w sobie ostatnie iskry nienawiści do tych stworzeń Chan odpowiedzialna.

            - Zgładziliście mojego Brata, którego imienia nie jesteście godni poznać*. Być może nie jestem w stanie go pomścić, ale nie zaznałabym spokoju nie próbując. Wyzywam was na pojedynek i liczę tylko na to, że będziecie walczyć czysto. Przewaga którą nade mną macie i tak gwarantuje wam zwycięstwo. - Z niedowierzaniem obserwowała ich reakcje. Niedźwiedzie roześmiały się jedynie zbliżając do niej, pazury wystawione do przodu. Ich ciemne sylwetki odcinały się na tle zachodzącego słońca. Spojrzenie wadery pomknęło ku przywódcy którego głupawy pysk przyprawiał ją o mdłości i zrozumiała, że skończy tak samo jak jej brat. Te stworzenia żyły tylko po to, by torturować.

            -Ptaszynka sama nam się pcha w łapy... Jakie to słodkie. 

          W tedy zaatakował. Chan starała się jak mogła by uniknąć pazurów niedźwiedzich barbarzyńców, lecz było to niewykonalne. Była zwinniejsza ale też otoczona. Pierwszy cios otrzymała w tylna łapę, niegłębokie draśniecie, lecz wystarczające by uniemożliwić jej ucieczkę. Sama zraniła tylko raz, gdy przewodnik tej dziwnej sfory nachylił się zbyt blisko. Nieszczęśnik stracił oko, co przyniosło krótki uśmiech na pysk rudej. Przynajmniej, jego głupota nie będzie już tak widoczna a ona nie zostanie zapomniana szybko. Jego rewanż za to okazał się śmiertelny.

            Z donośnym rykiem poderwał się w górę, pazurami rozplatając klatkę piersiową wadery. Nie dosięgnął jej serca, lecz szkody były wystarczające by zabić. Chandra opadła na ziemię i zachłysnęła się powietrzem. Oczy otwarte szeroko, poza kontrolą. Żegnała się właśnie z tym światem, czując niejaka dumę. Przynajmniej zadała cios, przynajmniej jej brat nie spoczął zapomniany. I wtedy, ku zdziwieniu wszystkich, pomiędzy nią a niedźwiedziami stanął wilk.

            Przed Chandra stal rdzawy basior, o sierści tak jasnej, że wadera musiała mrużyć oczy, by cokolwiek dojrzeć. Sama z urodzenia była ruda, lecz w porównaniu z nim jej sierść wydawała się matowa, wręcz szara. Chan przysięgłaby, ze jeszcze przed chwila go tutaj nie było. To musi być anioł, pomyślała, przecież pojawił się znikąd niczym błędny ognik.
              I wtedy jej serce stanęło.



*Według tradycji pustynnych wilków, na koniec czystej walki, przegrany powinien zdradzić swoje imię, na znak szacunku wobec zwycięscy.

 
 🔥🔥🔥


Niepodobna to treść do innych z tego bloga, ale jak reszta wie... Mam pewną trudność z usilnym wiązaniem ze sobą wszystkich moich "stadnych" postaci.  I tak w końcu zrodziła się w mojej głowie ta legenda... Legenda ciągnąca się bardziej niczym jakaś saga, która pewnie nigdy nie doczeka się zakończenia. Jednak zamierzam korzystać ze sporadycznych przypływów weny i sunąć z tym do przodu, aż może kiedyś dotrę do miejsca w którym wszystko łączy się w jedną całość i na zawsze wyjaśnia się kim właściwie jest ta najważniejsza dla HoFS jednostka - Candy.
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html
O! for a muse of fire, that would ascend the brightest heaven of invention.
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/keywords/fire.html"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

©Technologia blogger. Credits
Współpraca