Oryginalnie opublikowane 1 maja 2012.
Nie minęło zbyt długo zanim ścieżki Candy i Pete’a znów się skrzyżowały.
Z jakiegoś powodu, którego klacz sama nie mogła zrozumieć ten młody wilk o
ciemnych oczach utkwił jej w pamięci. Może to dlatego, że w pewnym stopniu rozumiała
przez co on przechodzi. Te zagubione ślepia prześladowały ją, przypominając własne
oczy przed kilkoma laty.
Od czasu gdy została oficjalnie mianowana Głównym Szpiegiem,
członkowie stada często widywali Candy stojąca na uboczu, zamyśloną i wyraźnie
podirytowaną. Widok poruszających się gwałtownie uszu klaczy stał się codziennością,
a jej skrócona przez wiosenna zmianę włosia grzywa raz po raz potrząsana była gwałtownym
gestem.
Tego dnia siwa miała wyjątkowo dość siedzenia bezczynie na opustoszałej
polance, prowadząc jedynie zaciekły
monolog dotyczący pogody. Okazało się, ze nawet Stefan miał dość zachowania
Candy i ignorował jej uwagi. Dlatego też siwa ruszyła przez las wyciągniętym kłusem,
licząc, że choć ruch da jej chwilową ucieczkę od natrętnych myśli. Miarowe
uderzenia jej kroków wydawały się wprowadzać w brzmienie puchary konwalii.
Delikatne dzyń, dzyń niosło się przez puszczę przyjaźnie podźwiękując w uszach
klaczy. Owa srebrzysta melodia wywołała
w klaczy rozluźniające parsknięcie. Siwa po prostu potrzebowała ruchu, nigdy
nie była typem istoty, która umiała wysiedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Cóż,
taką miała prace… Nie umiała żyć bez przygód i właśnie miała dostać dokładnie
to o co prosiła.
Dzyń, dzyń delikatny, srebrzysty dźwięk stawał się co raz donośniejszy.
Candy ruszyła wesoło w jego kierunku pozwalając swej wyobraźni na chwile szaleństwa,.
W jej głowie pojawiła się wizja polany obrośniętej
dzwonkami o słodkim zapachu. Musiały być niewyobrażalnie wysokie, sięgające może
nawet jej podbrzusza, by wydawać z siebie tak donośny dźwięk. Owe mocne, kryształowe
puchary i łodygi, błyszczące w wieczornym słońcu niczym odlane ze złota. Klacz zmrużyła
nieco oczy, by ochronić je przed światłem i przeszła w miękki galop.
Dzyń, dzyń… I coś jeszcze. Coś co siwa usłyszała dopiero
teraz, gdy drzewa zaczynały się przerzedzać by już niedługo ustąpić miejsca powitej
kwiatami polanie. Coś co przypominało dziwek zaklętego fletu, zrobionego z łodygi
jakiejś dzikiej trawy. Może spotka jakąś wesołą grupkę muzykantów? Nadstawiła
ucha chcąc wychwycić więcej owej ujmującej melodii i wtedy zdała sobie sprawę, że
muzyka owego fletu wcale nie jest bajeczna, bardziej mroczna, spowita żalem i brakiem
nadziei.
Dzyń, dzyń. To nie był flet i siwa była już tego absolutnie
pewna gdy cwałem wpadła na polanę. To co z nim pomyliła było płaczem przykutego
do ziemi młodego wilka. Oh, jakże głupią marzycielką potrafiła być Candy. To co
jeszcze przed chwilą uznała za olbrzymie kwiaty, było sidłami w które wpadł ów
znajomy osobnik. A dzwonki właśnie uświadamiały komuś, kto je nastawił, że
polowanie się udało.
- D’Arvit, Pete! - Siwa przeklęła pod nosem podbiegająca do zapłakanej
postaci, która nie zauważyła jej, aż do ostatniej chwili. - Czy ty naprawdę nie
możesz na siebie uważać?
- Kim jesteś? – Wysapał
z siebie młody wilk. Zajęło mu chwilę by przez zapuchnięte ślepia rozpoznać postać
szpiega, który niedawno nawiedził jego stado. - Zostaw mnie Widmo! To Ty nawiedziłaś
nasze stado! Sprowadziłaś na nas klątwę! - Wysapał, jednak ból w złapanej przez
pułapkę łapie powstrzymał go od większej ilości oskarżeń.
Oh, jakże zdziwiła się Candy słysząc jego słowa. Pomimo powagi
sytuacji nie mogła powstrzymać krótkiego uśmiechu.
- „Widmo”?- Rzuciła w rozbawieniu unosząc jedną brew. – Widmo,
to zostałoby z Ciebie gdybym nie dała się złapać Tobie i Twoim koleżkom. I tyle
samo zostanie teraz, jeśli nie pozwolisz mi się stąd wyciągnąć. No dalej, pomóż
mi.” Mruknęła napierając łbem na jedną połowę wnyków. Wilczek spróbował
kilkukrotnie ruszyć nogą, jednak próba wyzwolenia skończyła się tylko na
poszerzeniu jego rany. Młodzik zapłakał jeszcze głośniej niż wcześniej,
natomiast siwa westchnęła ciężko. Cień oburzenia, który towarzyszył jej jeszcze
przed chwilą kompletnie przeminął.
Czas, im nie sprzyjał i wiedzieli o tym aż zbyt dobrze.
Dzyń, dzyń…. Tym razem odezwały się dzwonki rynsztunku,
osobnika, który założył wnyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz